Na mojej pierwszej parafii od czasu do czasu zdarzało mi się odwiedzać miejsce, gdzie były zamontowane specjalne drążki do podciągania, zdaje się że fachowo to się nazywa „street workout place” 🙂 Pewnego razu miałem okazję trenować z gościem, który ewidentnie nie był tam ani pierwszy ani ostatni raz – miałem wrażenie, że spokojnie mógłby mnie wziąć jedną ręką pod pachę, a drugą się podciągać. Przy treningu wydawał różne dziwne odłogsy i mówił do siebie (to go chyba motywowało). Moją uwagę najbardziej zwróciło to, że zwracał się siebie per „świr paleta”. No więc nasz Świr Paleta po chwili włączył mnie w swój ciekawy monolog dotyczący zdrowego żywienia, a także kluczowej roli promieni słonecznych dla ludzkiej kondycji i dobrego samopoczucia. Zachęcił mnie do tego, żebym więcej i częściej wystawiał swoje ciało na działanie promieni słonecznych. Swój wywód zakończył konkluzją: „słońce to jest k**** Bóg!”. Wolałem z nim nie wchodzić w dyskusje natury teologicznej, ale być może chodziło mu o to, że istnieje podobieństwo między światłem słonecznym a działaniem Boga? 🙂 Bo dokładnie o tym samym czytamy w dzisiejszej Ewangelii. Bóg, aby ukazać nam, na czym polega Jego działanie posługuje się obrazem światła.
Zobaczmy na kilka przykładów działania światła: istnieją rośliny, które rosnąc, zwracają się w kierunku światła; chyba każdy lubi, jak o poranku promienie słońca wpadają do pokoju przez okno; niedawno na studiach dowiedziałem się, że istnieje pewne zjawisko określane jako sezonowe zaburzenia nastroju, a jednym z czynników wpływających na jego występowanie jest właśnie niedobór światła słonecznego.
Bóg jest niczym światło, które ma życiodajne działanie na wiele sfer naszego życia. Choćby to kiedy Bóg oświetla nam spojrzenie na siebie samego. Dzięki Jego światłu możemy popatrzeć na siebie, swój wygląd, cechy charakteru i powiedzieć – jest OK 🙂 Patrzenie na siebie w Bożym świetle, prowadzi nas do pogodnej akceptacji siebie jako arcydzieła, które wyszło z rąk Mistrza. Dalej światło Bożej obecności może oświetlać różne wewnętrzne rany naszego serca. Kiedyś skręciłem kostkę na koszykówce i na zabiegach wygodnie leżałem na łóżku a specjalne lampy naświetlały opuchniętą nogę – po kilku dniach było znacznie lepiej! Podobnie jest z Bogiem – czasami wystarczy pewne wewnętrzne rany wystawić na Jego uzdrawiające światło i czekać, aż On zacznie działać, porządkować i leczyć. Dalej zwracając się ku Bogu, słuchając Go, rozeznając Jego wolę, będziemy wiedzieli w jakim kierunku się rozwijać, niczym słonecznik obracający się do słońca.
Wyjątkowym reflektorem, którym możemy nieustannie naświetlać swoje wnętrze światłem Bożej obecności jest Słowo Boże. Dlatego tak bardzo zachęcam, żeby rozsmakować się w modlitwie Słowem Bożym, bo w taki sposób wpuszczamy w swoje serce Boże światło, które ma moc oświetlać nasze decyzje, postępowanie, czy plany na przyszłość, a także nasz wewnętrzny nieporządek w myślach i emocjach.
Świr Paleta dobrze radził, żeby jak najczęściej wystawiać swoje ciało na działanie promieni słonecznych. A ja dobrze radzę, żeby jak najczęściej wystawiać swoje wnętrze na działanie Słowa Bożego 🙂
Rozważanie wygłoszone 21.04.2020 r. na Wtorek II Tygodnia Wielkanocnego na podstawie Ewangelii wg. św. Jana 3, 16-21.